Prezes brytyjskiego oddziału Czerwonego Krzyża, Mike Adamson twierdzi, że pracownicy wolontariusze organizacji są… zbyt biali, dlatego efekty ich pomocy dla ofiar czerwcowej katastrofy wieżowca Grenfell w Londynie mogły być dużo mniejsze niż powinny. Społeczność takiego miejsca jest bowiem bardzo różnorodna i stąd niektórzy jego mieszkańcy mogli obawiać się również krzyża w nazwie i logo tego międzynarodowego ruchu humanitarnego.

Do pożaru wieżowca Grenfell Tower w Londynie doszło 14 czerwca bieżącego roku, zaś katastrofa pochłonęła życie 80 osób. Padły one ofiarą uszkodzonej lodówki, której pożar dość szybko rozprzestrzenił się na cały budynek, ponieważ materiał użyty do jego ocieplenia był słabo ogniotrwały. Sam wieżowiec był budynkiem komunalnym zamieszkiwanym głównie przez słabo zarabiające osoby, a sporą grupę lokatorów stanowili muzułmańscy imigranci.

Najwyraźniej z tego powodu wyrzuty ma Mike Adamson, czyli szef Czerwonego Krzyża w Wielkiej Brytanii. Stwierdził on, że jego organizacja mogła w niedostateczny sposób pomóc ofiarom tragedii, ponieważ jej pracownicy i wolontariusze to przede wszystkim… białe osoby. Z powodu różnorodności kulturowej jaką cechują się społeczności pokroju tej z londyńskiego budynku, Czerwony Krzyż powinien więc bardziej dostosować się do panujących warunków.

Jednocześnie Adamson uważa, że niektórzy z poszkodowanych mogli być również zaskoczeni, ponieważ słowa „Czerwony” oraz „Krzyż” znajdujące się w nazwie tego największego na świecie ruchu humanitarnego mogły powodować, iż ofiary pożaru myliły go z… chrześcijańską organizacją zatrudnienia. W ubiegłym tygodniu część aktywistów tzw. trzeciego sektora w Wielkiej Brytanii rozpoczęła zresztą całą debatę na temat zbyt małej różnorodności kulturowej organizacji charytatywnych.

Na podstawie: thetimes.co.uk, breitbart.com.