Avatar 3DKultura masowa stanowi pas transmisyjny między globalnymi elitami, a społeczeństwami przez, który to przesyłane są treści mające w sposób odpowiedni modelować myślenie tzw. zwykłych ludzi. Toteż filmy o wielkim nakładzie finansowym budzą we mnie liczne podejrzenia. Nie inaczej było, gdy w ramach wolnego popołudnia wybrałem się na obwołany przebojem kinowym Avatar 3D –  w reżyserii J.Camerona.

Film ten zebrał wiele pozytywnych recenzji; zwłaszcza jeśli brać pod uwagę oprawę wizualną, wysokiej jakości efekty specjalne, oraz bogactwo scenerii  to aspekty te nie mogą zostać niedocenione. Jednak z racji znikomej wiedzy na temat krytyki filmowej i sporadycznej obecności na salach kinowych ocenę filmu od tej strony pozostawię znawcom. Skupię się na innych kwestiach.

Jak prezentuje się fabuła Avatara 3D? Jak przystało na film made in USA nie może ona być zbyt ambitna i skomplikowana. Gdzieś w przyszłości, w czasie możliwości podróży kosmicznych, odkryto planetę, której nadano nazwę Pandora. Jest to miejsce, na którym życie bujnie rozkwitło, pełne jest dzikich stworzeń żyjących w swoim środowisku naturalnym. Jednak prócz nich odnaleźć tam można istoty o wyższym poziomie cywilizacyjnym – z własną kulturą, rozwiniętym językiem, systemem wierzeń, zinstytucjonalizowany życiem społecznym – humanoidalny lud Na’vi. Może życie na Pandorze pozostałoby wolne od ziemskiej interwencji, gdyby nie pewien fakt, na planecie znajdują się złoża surowca, który wartość sięga zawrotnych sum. „Przedsiębiorczy” homo sapiens rozpoczynają więc proces eksploatacji dziewiczej ziemi – wszystko zaś odbywa się pod sztandarami już ponadplanetarnej(?) korporacji. Ma ona jednak pewien problem, pożądane złoża surowca w największym skupisku znajdują się pod terytorium Na’vi i tu pojawia się postać Jake’a Sully (w którego wciela się Sam Worthington). Jake (były Marines, sparaliżowany od pasa w dół) dostaje propozycję wyjechania na Pandorę, żeby zastąpić swojego brata bliźniaka: naukowca, który zginął zanim posłano go na misję, do której go szkolono. Jake nie jest naukowcem, ale zgodność DNA sprawia, że nadal możliwe jest stworzenie hybrydy zwanej avatarem (połączenie ludzkiego DNA z DNA Na’avi). Powstałym avatarem może sterować (telepatycznie) tylko Jake. Odczuwa i przeżywa to co avatar, a co za tym idzie: ma możliwość odzyskania sprawności. Kierując avatarem, którego organizm przystosowany jest do warunków panujących na Pandorze można naturalnie (bez potrzeby posiadania odpowiednich sprzętów) przemieszczać się po nowej planecie; wygląd avatara daje zaś możliwość uznania przez tubylców za pobratymca. Na tym właśnie polega zadanie głównego bohatera – ma wkraść się w łaski Na’vi, zdobyć jak najwięcej informacji na ich temat, które mogą okazać się przydatne przy (przymusowych, lub nie) przenosinach tego obcego ludu. Jednak jak to w takich filmach bywa wszystko się komplikuje, gdy Jake Sully powoli zaczyna zmieniać strony konfrontacji.

Jak już pisałem wielonakładowe produkcje filmowe nie są wolne od propagandowego przekazu wpisującego się w w ramy panującej ideologii. Tak w Avatarze: 3D dostrzec można treści, które stanowią część liberalnego poglądu na kwestie narodowości. Tożsamość narodowa nie jest tu czymś przyrodzonym, czymś na co nie mamy wpływu nadana nam pomimo naszych przyszłych decyzji i wyborów. Demoliberalne spojrzenie nakazuje traktować przynależność do jakiejkolwiek wspólnoty jako wynik samodzielnej decyzji zatomizowanej jednostki. Chcę być Brazylijczykiem to staję się 100% członkiem narodu brazylijskiego. Moja przeszłość nie ma tu żadnego znaczenia, gdyż siłą własnego ja jestem wstanie odciąć się od korzeni i przenieść, gdziekolwiek indziej. W Avatarze Jake Sully w pewnym momencie wyrzeka się swej „ludzkiej tradycji” i opowiada po stronie Na’vi. Jest to piękna wizja, w której bohater wybiera słuszność sprawy i prawo do obrony ziem przed najeźdźcami,Cameron pomija jednak szereg zjawisk, które winny towarzyszyć takiemu procesowi. Osoba odrzucająca tak radykalnie swą przeszłość zmuszona jest do demontażu psychicznych, kulturowych, społecznych cech, które ją do tej pory konstytuowały, a na ich miejsce przyjęcie całkiem nowych wartość. Czy decyzja  rozumu może uczynić nas kimkolwiek innym? Zaprzeczam temu; w naszej świadomości istnieje pierwiastek irracjonalny, do którego zrozumieniaselekcjiodrzucenia nasz rozum nie jest zdolny. Europejscy demoliberałowie wychodząc z odwrotnego założenia  wpuścili na nasz kontynent (pod namową kapitalistów dążących do osłabienia rodzimej klasy robotniczej) rzesze imigrantów sądząc, iż będą w stanie przyjąć „wartości” tzw. Zachodu. Rzeczywistość jednak pokazała, iż imigranci odcinając się od swojej ziemi, oraz nie absorbując nowych wartości kulturowych stali się kryminogenną masą pozbawioną jakiegokolwiek zakorzenienia. Zaś Cameron (w duchu demokracji liberalnej) stara się nam wmówić, iż przynależność narodową można wybrać sobie niczym proszek do prania w hipermarkecie.

Z drugiej strony przy oglądaniu filmu dopatrzeć można się aspektu, który wpisuje się w narodowo-socjalistyczną krytykę XXI – wiecznej rzeczywistości. Tłem całego filmu jest konflikt między obcą, dążącą do zysku korporacją, która w imię maksymalizacji dochodów gotowa jest do zniszczenia wszystkiego, a rodzimym ludem funkcjonującym z otaczającą go naturą w sposób harmonijny. Na’vi odnoszą się z szacunkiem do przyrody, którą uznają za element swojego życia społecznego; cios w nią jest równocześnie ciosem w nich samych. Jednak Cameron nie rozwija pełnej krytyki destruktywnej działalności wielkich przedsiębiorstw wobec natury, co czyni mało wyrazistym ten wątek. Sama kwestia niszczenia środowiska była podnoszona przez teoretyków różnych opcji ideologicznych od czasów rozwoju kapitalizmu. Zaburzenia w naturze w sposób negatywny odbijały się na życiu ludzkich mas, które wyizolowane od przyrody i naturalności zmuszone były wegetować w miejskich slumsach by mieć możliwość sprzedania swojej pracy rąk w celu utrzymania się. Obecnie również wielkie firmy starają się nam wmówić, że dzika przyroda jest czymś niedoskonałym, materiałem, który dopiero należy ukształtować by uczynić je pełnowartościowym towarem konsumpcji. W wizji tej wizyta w kolorowej galerii handlowej jest przeżyciem wyższego rzędu, w porównaniu do wędrówki na Turbacz w Gorcach, czy spaceru po parku narodowym. Dotychczas dziewicze tereny Afryki, Azji, Ameryki Południowej, oraz innych kontynentów stają się polem barbarzyńskiej eksploatacji ze strony koncernów, które niszcząc ekologiczną tożsamość ludów równocześnie nie mają zamiaru dzielić się profitami z tego destruktywnego biznesu. My narodowi socjaliści na nowo przywracamy wartość takim kwestiom jak przyroda, w ramach której człowiek ma możliwość prawdziwego i naturalnego rozwoju.

Konflikt „nowoczesności” z „tradycją”, pogoni za zyskiem z zakorzenieniem narodowym, kultu industrializmu z ekologią, obcości z rodzimością nie są wymysłami Camerona. Spójrzmy na Afganistan: armie Zachodu pod wodzą globalnego żandarma – USA,  starają się narzucić Afgańczykom obce im wartości: McDonald, jeansy mają być lepszą alternatywą dla „zaściankowego” islamu. Zachód dysponuje gigantycznymi środkami finansowymi, zaawansowanie technologicznie bronią i poparciem mass mediów mimo to afgański ruch oporu nie poddaje się. Co chwila dochodzą do nas informacje o śmierci kolejnych żołnierzy okupacyjnych sił – wbrew kalkulacji demoliberałów i syjonistów przewagą materialną nie udało się zniszczyć tożsamości i chęci walki Afgańczyków. Walka trwa również w Palestynie; mimo lat czystek etnicznych, rasistowskiego prawodawstwa i kulturowej dyskryminacji naród palestyński nie wymarł, wciąż ożywiany jest nadzieją szczęśliwej  i bezpiecznej przyszłości. My w Europie jesteśmy poddawani bardziej subtelnym atakom, które nie zmuszają nas do stawania w pozycji jakiej znajdują się Talibowie, czy Hamas, jednak istota tych wszystkich działań wyraża się w dążeniu do zniszczenia narodowych tożsamości, a następnie podporządkowania globalnej klasie politycznej marzącej o wiecznej dominacji.

Podsumowując: film ten przedstawia liberalną koncepcję przynależności narodowej całkowicie niezwiązanej z pochodzeniem etnicznym, wpisując się w demoliberalny pogląd na kwestię imigracji. W podejściu do sprawy przyrody i jej konfliktu z żądzą zysku reżyser nie artykułuje zbyt wyraziście tego tematu, brak potępienia i uznania jako głównej winnej „ponadplanetarnej” korporacji. Wszystko zaś sprowadza się do cukierkowego happy endu, do którego zdążyło nas przyzwyczaić nas amerykańskie kino. Nie polecam tego filmu; pomimo zarysowaniu paru ciekawych problemów narodowo-socjalistyczni aktywiści zrobią lepiej jeśli czas i pieniądze przeznaczone na ten film zainwestuje w bardziej rozwijające formy spędzania wolnego czasu.

Strasser