marian-kotleba-mWygrana nacjonalisty Mariana Kotleby w wyborach na przewodniczącego kraju bańskobystrzyckiego (odpowiednik polskiego województwa) na Słowacji, zatrzęsła tamtejszą sceną polityczną oraz mediami. Choć Kotleba osiągnął swój sukces w sobotę 23 listopada, każde poczytne medium na Słowacji produkuje po kilka artykułów dziennie na ten temat.

Sposób przedstawiania nacjonalistów zarówno na Słowacji jak i w Czechach, rożni się dość znacząco od tego, co znamy w Polsce. Co prawda nie mamy łatwego życia, jednak polskojęzyczne media potrafią zachować pewną powściągliwość i bawić się w sugestie o „faszyzującym” charakterze polskiego nacjonalizmu. U obu naszych południowych sąsiadów brak jest już jakichkolwiek hamulców, a nagłówki gazet i portali internetowych informują wprost o „manifestacji neonazistów” czy „sukcesie ekstremistów”.

Nie inaczej jest w przypadku Mariana Kotleby, którym straszono jeszcze przed pierwszą turą, gdy mało kto wierzył, iż jest on w stanie wyjść dalej poza 10-procentowe poparcie z poprzedniej podobnej elekcji w 2009 roku. Zmasowany atak i histeria nastąpiły jednak po sobotnim wieczorze wyborczym.

Pierwszy do ataku z grubej rury przystąpił popularny portal Aktualne.sk, który z lubością przytaczał najostrzejsze wypowiedzi „analityków” i „politologów”, wieszczących prawdziwy polityczny armagedon na Słowacji. Jeden z dziennikarzy portalu napisał nawet, że mieszkańcy kraju bańkobystrzyckiego już niedługo „będą musieli nosić mundury Gwardii Hlinkowej i Rodobrany”, czyli organizacji paramilitarnych związanych z nacjonalistyczną Słowacką Partią Ludową (S’LS) dominującą u naszych sąsiadów w latach trzydziestych i czterdziestych. W podobnym tonie wypowiedział się polityk centroprawicy Pavel Freso, który stwierdził, iż zwycięstwo Kotleby oznacza „koniec demokracji na Słowacji” (demokratyczny wybór społeczeństwa „końcem demokracji” – chyba znamy już tę ograną melodię?), zaś w podobny sposób w latach dwudziestych zaczynał nie kto inny jak Adolf Hitler.

W kolejnych dniach Aktualne.sk raczyło swoich czytelników artykułami o ideologii Partii Ludowej „Nasza Słowacja” (Ľudová strana Naše Slovensko) dowodzonej przez Kotlebę. I tutaj trudno znaleźć zaskakujące argumenty, zaś prędzej można utrwalić sobie w pamięci tradycyjny zestaw epitetów i opisów pod adresem nacjonalistów, którymi dziennikarze w całej Europie straszą od dawna. LSNS jest więc zbieraniną antysemitów, homofobów, ekstremistów, przestępców, klerofaszystów, neonazistów i ogółem wszystkiego czego powinni bać się wszyscy, od niemowlaków po niedołężnych starców.  O analizę zwycięstwa „ekstremisty” pokusił się nawet „ekspert”, pedagog Eduard Chmelař. Wygraną osoby spoza dominującego nurtu sceny politycznej określił mianem „klęski społeczeństwa obywatelskiego”, natomiast najstraszniejszą zbrodnią osób głosujących na Kotlebę jest fakt, iż „ludzie ci zdawali sobie sprawę z tego na kogo głosują, oni po prostu nie chcą słuchać”. Nacjonalista miał też bazować oczywiście na „nienawiści” do biednej i Bogu ducha winnej społeczności cygańskiej. W takim wypadku na ratunek musi przyjść edukacja, o czym powiedziała portalowi niejaka Elena Kriglerová-Gallová z Centrum Badań nad Etnicznością i Kulturą. W dyskursie publicznym winien więc „brzmieć głos osób, których społeczność darzy szacunkiem”,  a obecny rząd powinien wiedzieć, że „taka opcja jest koniecznością”. Po raz pierwszy winni są jednak również sami politycy, którzy nie potrafią dotrzeć z argumentami i tolerancją do przeciętnych ludzi, serwując im retorykę, która do nich nie trafia.

Po wodospadach lamentu na łamach Aktulne.sk objawił się „głos rozsądku”, w postaci felietonu zastępcy redaktora naczelnego, Jakuba Filo. Publicysta stwierdził, że wygrana Kotleby „nie jest tragedią, ale faktem”, który należy zrozumieć. Słowacy są bowiem zawiedzeni brakiem rozwiązań wobec kryzysu gospodarczego, których nie potrafi zaproponować im żadna z mainstreamowych partii politycznych. Filo zwrócił również uwagę, iż rząd nie przykłada się do pracy z cyganami, dlatego trudno poprawić wizerunek ich społeczności wśród narodu słowackiego. Na tym kończy się jednak pełna zrozumienia analiza, bowiem po chwili znowu wraca tradycyjny zestaw argumentów pod tytułem „tak, Marian Kotleba jest neonazistą”.

Portal zamieścił także relację z akcji „działaczy obywatelskich”, a więc miejscowych „antyfaszystów”, którzy po wygranej nacjonalisty zorganizowali akcję palenia zniczy na miejscach pamięci Słowackiego Powstania „Narodowego” w Bańskiej Bystrzycy. Powstanie z 1944 roku jest dla wszelkiej maści lewaków i szermierzy politycznej poprawności symbolem oporu „społeczeństwa słowackiego” wobec rządzących w latach czterdziestych nacjonalistów. Ich popularność w tamtym okresie choć słabła, była jednak dalej duża, więc określanie tego wydarzenia mianem „powstania narodowego” należy traktować z dużą rezerwą, tym bardziej, że „powstańcy” nie byliby w stanie wywołać swojego zrywu bez poważnego wsparcia Armii Czerwonej.

Krytyka wygranej „neonazisty” nie mogła oczywiście obyć się bez komentarza „przedstawicieli społeczności żydowskiej”, którzy stwierdzili, iż wybory Kotleby „nie są faszystami, ale sfrustrowanymi ludźmi”. Grając kartą żydowską, dziennikarze chcieli zresztą sprowokować lidera LSNS, ten jednak nie chciał przedstawić swojej opinii na temat Holocaustu i Republiki Słowackiej z czasów II Wojny Światowej, sprawnie odpowiadając, że pytania tego typu nie są związane z zadaniami administracji publicznej. Lament portalu Aktualne.sk zakończył się we wtorek 26 listopada.

W jeszcze bardziej histerycznym tonie utrzymywane były artykuły z najbardziej poczytnego, lewicowego dziennika „SME”, który do dnia zakończenia tego artykułu (piątek 29 listopada) produkuje po kilka tekstów dziennie na temat zwycięstwa Kotleby. Wchodząc na stronę internetową gazety można odnieść wrażenie, że przebywa się na witrynie biuletynu poświęconego działalności LSNS i historii Republiki Słowackiej lat 1939-1945. Dobór zarzutów wobec Kotleby jest tam oczywiście podobny do opisanego wyżej (ogółem media w Polsce, co może być dla niektórych szokiem, są dużo bardziej pluralistyczne niż na Słowacji), lecz „SME” ma dużo większą skalę zasięgu. Już pierwszego dnia po zwycięstwie nacjonalisty, „SME’ opublikowało kilka poświęconych mu artykułów. Dotyczyły one przede wszystkim rzekomego negowania Holocaustu przez Kotlebę czy jego „nienawiści” wobec cyganów. Gazeta przypomniała słowa lidera LSNS na temat wspomnianego Powstania, słusznie określanego przez niego mianem „bolszewickiego zamachu”, a także donosiła o tym, iż jest zwolennikiem „wydalenia Żydów z kraju”.

Lewicowy dziennik dokonał też analizy struktury społecznej wyborców Kotleby. Niestety, okazało się, że jego zwolennicy nie są „prymitywnymi” mieszkańcami wsi, bowiem największe poparcie uzyskał on w miastach znajdujących się na terenie kraju bańkobystrzyckiego. Na odsiecz przyszli na szczęście „znani ludzie kultury i nauki”, którzy z lubością potępili ten przejaw ekstremizmu i niesubordynacji prowincjonalnych i zaściankowych Słowaków. Jeszcze większą szczerością popisał się František Tanko, przewodniczący Unii Romów na Słowacji, który wyraził nadzieję, że nowy przewodniczący kraju ogłosi swoje plany wobec mniejszości romskiej i… nie zacznie sprawdzać umów najmu i wyrzucać nielegalnych mieszkańców na bruk.

W kolejnych dniach czytelnicy „SME” mogli dowiedzieć się, że Kotleba znajduje się na liście ekstremistów policji w Czechach, a także pogłębili swą wiedzę na temat okrucieństw rządów ks. Jozefa Tiso.  Można zacząć się poważnie zastanawiać czy masowa produkcja kilku artykułów dziennie, udowadniających faszystowskie poglądy Kotleby, nie zaczyna być nudna, jednak w ramach urozmaicenia „SME” przypomniało także kilka przypadków zatrzymania nacjonalisty przez policję, gdy rozbijała ona organizowane przez niego manifestację, co często budziło spore wątpliwości prawne.

W porównaniu do innych mediów dość powściągliwy jest liberalny dziennik „Pravda”, który w ostatnich miesiącach zajmował się przede wszystkim kampanią na rzecz wprowadzenia do szkół „tęczowego podręcznika”, mającego uczyć słowackie dzieci „tolerancji” dla mniejszości seksualnych. Gazeta nie poświęciła aż takiej uwagi „ekstremistycznym” poglądom Kotleby, przyjrzała się za to jego finansom, które mają być „niejasne”. Brak jest jednak konkretów, a więcej teorii spiskowej na temat ewentualnego finansowania Kotleby z zagranicy które „jest możliwe”, czy też jego związkom z lokalnym przedsiębiorcą, który „mógł” kupić nacjonaliście samochód. „Pravda” była bardziej zdecydowana w obronie urzędników kraju bańkobystrzyckiego, którzy zdaniem Kotleby mogli zacząć niszczyć dokumenty i formatować dyski twarde, o czym szef LSNS zawiadomił już prokuraturę.

Na deser ekonomiczny dziennik „Hospodarske noviny”, który podobnie jak pozostałe media nie omieszkał skomentować zwycięstwa Kotleby, za co został w kilku miejscach całkiem elegancko „strollowany” przez swoich czytelników. Tak więc po wiadomości o „zwycięstwie ekstremisty”, jeden z czytelników zapytał się na Facebooku, skąd biorą się kompetencje gazety do oceniania kto jest ekstremistą, a kogo do tej grupy zaliczyć nie można. Dziennik martwi się również komentarzami zagranicznych portali i gazet, alarmujących o zwycięstwie „neonazisty” na Słowacji. I tutaj refleksją wykazał się jeden z czytelników, przytomnie zauważając, iż opinia zagranicznych mediów bierze się z propagandy miejscowych źródeł informacji, które przez wiele tygodni straszyły wygraną „ekstremisty i neonazisty” w Bańskiej Bystrzycy. Wybranie nacjonalisty na szefa czegokolwiek nie może być oczywiście podyktowane racjonalnymi przesłankami, stąd „Hospodarske noviny” poprosiły o komentarz psychiatrę Pétera Hunčíka. W jego opinii, Kotleba jest więźniem własnych projekcji psychologicznych na temat mniejszości romskiej, utrwalając tym samym w podobnym poglądzie swoich „prymitywnych zwolenników”. Nieco ostrożniejszy w osądach był redaktor naczelny gazety, który stwierdził, że Słowacja przez wiele lat była rządzona przez polityków podobnego pokroju, więc wygrana Kotleby nie jest czymś zupełnie nowym dla Słowaków.

Bardziej lub mniej śmieszny festiwal ataków na Mariana Kotlebę będzie zapewne trwał jeszcze przez kilka tygodni. Widać jednak wyraźnie, że słowackie media niczego się nie nauczyły (na szczęście) i nie zdają sobie sprawy z braku skuteczności swoich ataków na nacjonalistycznego polityka. To oczywiście dobra informacja dla wszystkich nacjonalistów, oraz dobra nauka płynąca dla zwolenników „ocieplania wizerunku” i wszelkiej maści  marketingowców-amatorów. Wybory można bowiem wygrać wbrew mediom – trzeba być jednak blisko ludzi i obserwować ich problemy, co przyniesie na pewno więcej korzyści niż pochłanianie prac speców od marketingu twierdzących, że sukces można odnieść jedynie sprzedając swoje idee jako produkt niewiele różniący się od ładnie opakowanego mięsa z hipermarketu.

MM

Zdjęcia dokumentujące działalność Mariana Kotleby w organizacji Wspólnota Słowacka (Slovenská pospolitosť) i Ludowej Partii „Nasza Słowacja” (Ľudová Strana „Naše Slovensko”):

kotleba01

kotleba02

kotleba03

kotleba04

kotleba05

kotleba06

kotleba07

kotleba08