Media głównego nurtu donoszą, iż wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości rodzi się bunt, niezwykle groźny dla tej partii przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Sporej części działaczy partii rządzącej nie podoba się bowiem sposób w jakim układane są listy wyborcze, ponieważ pieczę nad nimi sprawować mają osoby odgórnie narzucone przez Jarosława Kaczyńskiego, zaś sporo miejsc mają otrzymywać byli działacze Platformy Obywatelskiej wciskani przez wicepremiera Jarosława Gowina.

Największe kontrowersje wśród aktywu partyjnego PiS mają wzbudzać funkcje koordynatorów, jakich lokalnym oddziałom ugrupowania narzucił jego prezes. Zdaniem działaczy centroprawicy w ten sposób Kaczyński chciał bardziej zaktywizować posłów „z tylnych ław”, ale ostatecznie skończyło się to tym, iż „niektórym odbiła palma, bo poczuli się ważni” jak relacjonuje jeden z polityków PiS wypowiadający się anonimowo dla mediów. Parlamentarzyści mieli więc dostać dużą władzę i z tego powodu „wtrącać się we wszystko”.

Gniew wśród dołów partyjnych spotęgowała umowa wyborcza, jaką PiS miał podpisać z Porozumieniem Jarosława Gowina oraz Solidarną Polską Zbigniewa Ziobro. Przewiduje ono, że działacze obu partii mogą liczyć na miejsce na listach PiS na każdym szczeblu, zaś Gowin ma wykorzystywać ten fakt do wpychania na nie byłych działaczy Platformy Obywatelskiej. Obecny wicepremier i minister szkolnictwa wyższego był bowiem w latach 2005-2013 politykiem partii Donalda Tuska.

Na podstawie: dorzeczy.pl.