W środę blisko 2 tysiące górników, głównie pracowników JSW, ale także i innych kopalni, wzięło udział w pokojowej pikiecie. Dodatkowo można powiedzieć, iż spotkało się kilka generacji strajkujących, gdyż w proteście wzięli udział górnicy strajkujący w latach 1980 i 1988. Swój udział w akcji uzasadniali widoczną aż nadto analogią między systemem kapitalistycznym a komunistycznym.

Jak argumentował Roman Brudziński, wiceprzewodniczący struktur „Solidarności” w JSW, w okresie komunizmu do niewolniczej pracy 9-10 godzin pod ziemią zmuszała ludzi ideologia, natomiast dziś niehumanitarny system ekonomiczny. Elementem pikiety była przygotowana tablica, na której w ramach konfrontacji po jednej stronie zaprezentowano zarobki prezesa wraz z członkami zarządu, po drugiej zaś górnicy przypinali „paski” z wynagrodzeniem. Okazało się, że za katorżniczą pracę pod ziemią górnicy otrzymują wypłatę rzędu 1,9 do 2,2 tys zł „na ręke”, a więc propagandowe 7,5 tys. zł zarobków, które niby pobierają miesięcznie szeregowi pracownicy okazało się mitem wyprodukowanym przez prezesa.

Dodatkowo, wizualizowano dysproporcję dochodów między zwykłym pracownikiem a członkiem rady zarządu, która za nic ma kryzys i wypłaca sobie horrendalne sumy niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Związkowcy domagali się także zaprzestania zatrudniania ludzi na nowych niekorzystnych dla pracownika umowach, gdzie pozbawieni oni są uprawnień wynikających z tzw. Karty Górnika. Drugim postulatem jest realna podwyżka płac.