Republikański kandydat na stanowisko prezydenta USA udowodnił, że w prostej linii kontynuować będzie dokonania swych poprzedników opętanych współczesną „gorączką złota”, czyli wydobyciem ropy naftowej, nie licząc się z jakimikolwiek konsekwencjami.

Pełniący tę funkcję poprzednio za cenę kontroli tego surowca nie mieli nic przeciwko, aby posłać na śmierć żołnierzy USA do będącego pod tym względem newralgicznym miejscem – Iraku, republikański kandydat zaś w celu zwiększenia wydobycia w planach ma dewastację rodzimego środowiska naturalnego. Jego projekt ma na celu wykonanie wierceń na terenach przybrzeżnych, szczególnie nad Oceanem Atlantyckim, który jest strefą objętą ochroną środowiska.

Władze Wirginii i Karoliny Północnej otrzymałyby znaczącą swobodę w rabunkowej eksploatacji złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, a co za tym idzie wolną rękę miałyby także koncerny wydobywające i eksporterzy. Jeśli zaś chodzi o rozwijanie alternatywach źródeł energii (jak energia słoneczna i wiatrowa), kandydat ubiegający się o fotel prezydenta wspomniał o nich jedynie lakonicznie.

na podstawie: money.pl