arsenal kijów dynamoVadim Rabynowycz, prezydent kijewskiego Arsenalu, którego sympatyzujący z antifą kibice dostali trzy dni temu głośny i sromotny łomot od kibiców Dynama i Obolona Kijów, płaczliwym tonem, godnym klasyków naszego rodzimego mainstreamowego „antyfaszyzmu”, domaga się „usunięcia faszyzmu z ukraińskiego futbolu”.

„Fani Arsenalu jechali na mecz, kiedy napadła na nich grupa bandytów. Jakiego klubu to kibice, mnie zupełnie nie interesuje – to bandyci, jeszcze z faszystowskimi hasłami (…) I to wszystko w stolicy Ukrainy – kraju, który nazywa się europejskim” – żalił się Rabynowicz, który jest również głową Ukraińskiego Parlamentu Żydowskiego (niespodzianka?). „Chcę zwrócić uwagę na istotną tendencję, która daje się zauważyć we współczesnym ukraińskim futbolu: na trybunach stadionów powiększa się liczba grup, które pod pretekstem futbolu, zamieniają sportową arenę w miejsce bandyckich spotkań” – dodał.

„Oto przykład: zasłaniając się futbolem (a to gra, w której emocje szaleją) tak zwani kibice pozwalają sobie skandować, delikatnie ujmując, niecenzuralne hasła. To działo się również na wczorajszym meczu Arsenal – Dynamo. Kibice naszych przeciwników pozwalali sobie na wykrzykiwanie rzeczy, przy których dorosłemu robi się nieswojo, a co dopiero dzieciom. I przy czymś takim wszyscy milczą, wszyscy boją się zrobić uwagę”.

„Czemu? Czemu się ich boją? A dlatego, że oni nazywają siebie faszystami (a telewizja przekazuje to na cały kraj). Czemu mamy się bać faszystów w centrum Kijowa? (…) Myślę, że kierownictwo Dynama dokładnie tk samo odnosi się do faszystów jak ja”.

Zapowiedzią możliwych zmian spod znaku „Modern football” na Ukrainie, jakich chciałby Rabynowycz niech będą słowa: „Dlatego zwracam się do tych, którzy są odpowiedzialni za system prawny naszego kraju: nastał czas pokazać wolę i siłę państwa dla zaprowadzenia porządku na stadionach, przyszedł czas, aby uczynić futbol grą, którą będą oglądać kibice z rodzinami – z żonami i dziećmi. W przeciwnym wypadku nikogo, poza faszystowskimi bandami, nie uświadczymy”.

Panu Rabynowyczowi oraz jego nieformalnym podopiecznym, tzw. „antyfaszystom”, których „bęcki” zrobiły na nim takie piorunujące wrażenie, życzymy niekończącej się serii niepowodzeń w walce ze „stadionowym faszyzmem”, czyli tym, czym dla postkomunistycznych kreatur jest zwykły patriotyzm. Surowy, uliczny, niejednokrotnie niezrozumiały dla ludzi „spoza”, ale w dalszym ciągu – szczery i prawdziwy.

na podstawie: tsn.ua