Na rynku komiksu amerykańskiego od dawna prym wiodą dwie firmy specjalizujące się w tym medium – mający opinię będącego bardziej „na czasie” jeśli chodzi o sposób prowadzenia historii Marvel oraz rzekomo skłaniający się ku tradycyjnej narracji DC Comics. Zacięta konkurencja między tymi dwoma molochami przybrała w ostatnich tygodniach nowy wymiar. Oba wydawnictwa prześcigają się w promowaniu homoseksualizmu. Podjęcie takich kroków marketingowych mogło zostać podyktowane kilkoma czynnikami, głównie deklaracją poparcia prezydenta USA, Baracka Obamy, dla zalegalizowania tzw. „małżeństw homoseksualnych”. Nie bez znaczenia pozostają także związane z kryzysem gospodarczym i rozwojem internetu trudności rynku komiksowego w ostatnich latach czy próba odróżnienia się od konkurencji.

Marvel jako pierwszy ogłosił wielki przełom w historii jednej ze swoich flagowych marek – uniwersum X-Men. Dwóch męskich bohaterów weźmie „ślub”, a wydarzenie wydaje się wydawcy tak doniosłe, że postanowił ogłosić je antenie telewizji ABC. Zarówno stacja jak i wydawnictwo są własnością The Walt Disney Company, która od dawna nie podąża już ścieżkami wyznaczonymi przez Walta Disneya – amerykańskiego patriotę i antykomunistę.

By nie pozostawać w tyle DC Comics postanowiło „zmienić orientację” jednej ze swoich ikonicznych postaci, korzystając z okazji jaką był restart całego uniwersum, przynoszący zresztą jedynie bardzo krótkotrwały sukces finansowy. Dywagacje na temat tożsamości superbohatera, który dostąpi tego wątpliwego zaszczytu trwały jakiś czas. Nie pomógł im z pewnością Grant Morrison, autor cieszący się w światku komiksów dużym autorytetem, który wygłosił dyskusyjną opinię o homoseksualnych wątkach leżących u podstaw postaci Batmana. Ostatecznie padło jednak na Alana Scotta, oryginalną Zieloną Latarnię, postać która pojawiła się pierwotnie już w 1940 roku.

Przedstawianie dewiacji w pozytywnym świetle nie jest w komiksach niczym nowym. Niemal wszystkie filmy kinowe o X-Menach wątek mutacji jako alegorii homoseksualizmu eksponowały nawet daleko bardziej niż ich papierowe pierwowzory, które mimo wszystko dotykały ogólnie pojętej nietolerancji. Niektóre wątki dotyczące bezpośrednio bohaterów z podobnymi zaburzeniami ciągną się już od końca lat 90. Zjawisko to doczekało się licznych parodii w komiksach pozostających poza głównym nurtem i pisanych przez autorów, których ciężko podejrzewać o niechęć do dewiantów – chociażby w twórczości Gartha Ennisa można spotkać żartobliwą krytykę nadmiernego eksponowania seksualnych zainteresowań superbohaterów.

Niestety, ostatnimi czasy homopropaganda w medium kierowanym w dużej części do dzieci i młodzieży nabrała niebezpiecznego przyspieszenia. Nawet pomimo krytyki sypiącej się z obu stron sporu, dla jednych to zwyczajnie obsceniczne promowanie zboczeń, a dla drugich krok podjęty o wiele za późno i „dotykający spraw oczywistych” ze zbyt wielką pompą.

 

Zobacz również:

Kolorowanie bohaterów