„Retencja danych”, czyli praktyka polegająca na prowadzeniu bazy informacji o naszej aktywności w sieciach komórkowych pozwala służbom specjalnym i tzw. „wymiarowi sprawiedliwości” na daleko posuniętą inwigilację. Dane takie niemal bez ograniczeń są dostępne na żądanie np. policji czy prokuratury. Służby specjalne natomiast nie są w żaden sposób kontrolowane bądź rozliczane z dostępu do takich danych.

Trzeba jednak przyznać, że Prokurator Generalny, podobnie jak często angażujący się w dość kuriozalne inicjatywy Rzecznik Praw Obywatelskich, w podobny sposób skrytykowali tak łatwy i nieograniczony dostęp służb i wymiaru sprawiedliwości do poufnych danych, jakimi są nie tylko informacje o połączeniach, ale jak się okazuje, również wiadomości tekstowe, czyli popularne SMSy. Polecenie ujawnienia treści SMSów w sprawie dwóch dziennikarzy miała wydać Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Ponieważ w ujawionej ostatnio sprawie nie chodzi już o zwykłych szarych obywateli, a przedstawicieli mediów, sprawą zainteresowały się największe organy medialne w Polsce, w tym Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza oraz TVN. Chodzi o sprawę uzyskania przez służby dostępu do treści SMSów dziennikarzy Cezarego Gmyza i Macieja Dudy. Ponieważ operatorzy sieci nie kontrolują informacji, które pobierają służby, ufając, iż te robią to zgodnie z prawem, nie jest też blokowany dostęp do danych, które składają się na wiadomości tekstowe, czyli SMSy. Służby mogą zatem po odpowiednim odkodowaniu przeczytać SMSy przesyłane i odbierane przez danego abonenta.

Jest to w chwili obecnej tylko hipoteza, aczkolwiek ma ona solidne podstawy w faktach, Fundacja Panoptykon zwraca uwagę, że przekazy takie jak SMSy czy e-maile są objęte tajemnicą komunkacyjną i zgodę na dostęp do nich musi wydać sąd. Korzystanie z nich bez zgody sądu jest złamaniem prawa. Jeśli hipoteza się potwierdzi, niekontrolowanemu dostępowi służb do danych telekomunikacyjnych może stanąć na drodze śledztwo.

 

na podstawie: Dziennik Internautów